Monochrome
Są utwory, których już pierwsze dźwięki powodują, że w brzuchu pojawiają się motyle, do oczu napływają łzy i z niewiadomych przyczyn ściska w gardle. Dziś, takim utworem jest Monochrome - The Gloomy Islands of Misdiagnosed. Mało znana piosenka, mało znana grupa, czyli tak jak lubię najbardziej.
Tą piosenkę poznałam dzięki.. No właśnie. Nie wiem kim jest dla mnie ta osoba. Jedno jest pewne. Jest ważna. Co chwilę biorę do ręki telefon i choć wiem, że Messenger milczy, sprawdzam czy nie napisała. Czekam. Tracę nadzieję. Przyzwyczajam się do myśli, że mnie też, jak większość osób na jej drodze, uznała za niewystarczająco fajną, żeby spędzać ze mną czas. Przychodzi powiadomienie. Napisała. Chce się umówić. Trzęsącymi palcami odpisuję, że się zgadzam. Bez większych emocji. Jakby mi nie zależało. Bo już wtedy, kiedy pisze, zaproponuje spotkanie zależy mi mniej. Spotykamy się. Jest średnio albo super. Jedno pozostaje niezmienne. Czas leci jak szalony. Nie wiem kiedy mija pierwsza godzina, druga, trzecia. Czuję się przy niej źle. Jak niespełniona, nic nie warta osoba, która nie wie co zrobić ze swoim życiem. Nie tak miało być. Miało być zupełnie na odwrót. Zawsze postrzegałam ją jako równościową, tolerancyjną osobę. Po czym słyszę, że nikt nie jest wystarczająco fajny, żeby z nim rozmawiać. Każdy jest nie taki jak powinien. Rozmawia tylko ze mną, umawia się tylko ze mną. Dlaczego? no właśnie. Czasem mam wrażenie, ze czegoś chce, czasem, że spotykamy się na siłę, czasem, że ona sama nie wie dlaczego tu jest, a czasem, że po prostu jestem opcją, z którą można gdzieś iść kiedy się nudzi. Nie lubię być czyjąś opcją. Czyimś planem B . Jak ja jej potrzebuję, olewa mnie. Każdego bym po prostu olała. Nie chciała się spotykać. Zablokowała. Ale nie ją. Napisze. Umówię się i pójdę. I kółko się zatoczy. Jeszcze przez rok może się toczyć. Monochrome leci dalej. Siedzę w domu sama i mam wrażenie, że życie ucieka mi przez palce.